* * *
Odchodzę po cichutku…
Wymykam się codziennym sprawom
Zamieniam się w ważniejszą niż jestem
i znikam…
nikt nie zauważa
codziennego odwrotu z drogi…
* * *
każdego dnia
powoli
w rytmie
odchodzę po kawałku…
nikt nie widzi
więc o powrót nie krzyknie
nikt nie zauważy
że mnie nie ma…
* * *
Zatrzymaj się!!!
krzyczę w sobie lecz nie wykonuję
z falą płynę i nie walczę o powrót
poddałam się rzece
choć ginę
nie szukam nawet brzytwy…
* * *
cicho zamykam kolejne drzwi
opuszczam siebie, Ciebie, nasz świat
na nogach miękkie skarpety
a w ręku telefon z funkcją „nie przeszkadzać”
Odchodzę cicho, bezszelestnie, stopniowo
i powoli, bo gwałtowność byś dostrzegł
nikt nie zdąży krzyknąć „WRACAJ”
bo nikt nie ma powodów do podejrzeń
Odchodzenie codzienne tak nie boli
oswajanie z bólem rozłożone jest w czasie
i nagle się przyzwyczajasz do bycia poza…
i wyjście to konsekwencja wyboru…
Nie przyzwyczajają się do bycia „poza”. Wracaj! (Powroty, tak samo jak ból, są łatwiejsze, gdy się powraca codziennie. Myślę, że pisanie też jest rodzajem powracania, prawda?).
Tak, pisanie to też rodzaj powracania… pomaga nagłośnić to, co w sercu się błąka…